Szkarłatna kosa lśniła w świetle tysiąca jarzeniowych żarówek. Zdobienia i wzory wiły się na całej jej długości, jakby była antycznym artefaktem, a nie narzędziem do zabijania. Z jednej strony, klasyczne zagięte ostrze, kojarzące się z posłańcami piekielnymi, którzy ucinają ludzkie dusze, z drugiej strony rękojeści, znajdował się krótki, trzydziesto-centymetrowy miecz obusieczny. A to wszystko uzupełniał fakt, iż dzierżącym tę niesamowitą klingę, jest nie kto inny, jak jeden z najlepszych Dilerów na świecie. Czyli Ja, Eria, miło mi…
Naprzeciwko mnie siedzi tępe stworzenie, Ono. Twór pochodzenia bliżej nie znanego. Gdzieś koło zepsutej elektrowni atomowej… chyba…
W tym roku to coś zabiło i w połowie pożarło mojego przyjaciela, więc mam zamiar iść na całość i odesłać Ono na tamten świat za pomocą świętego ostrza. Może w kawałkach wypięknieje? W każdym bądź razie, liczę na owacje na stojąco. Zbawmy się.
- Raz. – Szepnęłam pod nosem od niechcenia.
Podskoczyłam wysoko ponad ziemię i zakręciłam kilka salt, dla pobudzenia znudzonej publiki.
- Dwa…
Przeorałam ziemię pod sobą ostrzem i odbiłam się w stronę Onego.
- I ostatnie moje słowo…
Wzięłam potężny zamach i z całej siły uderzyłam w zdziwionego potwora, a zakrzywione ostrze odcięło mu głowę.
- Trzy…
Nim ta zdążyła opaść na ziemię, nadziałam ją na proste ostrze i podrzuciłam aż do sufitu, by każdy mógł się napatrzeć. Sama w tym czasie zajęłam się drgającym korpusem, który pozostał na ziemi. Choć niezwykle mnie to obrzydzało, nadziałam tułów na broń i wycelowałam w stronę pala. Ugięłam nogi w kolanach i zebrałam w sobie wszystkie siły, rzucając martwym ciałem. Oczywiście, tak jak się tego spodziewałam, trafiłam na pal, uwieńczając mą kolekcję trupów najszkaradniejszym ciałem.
W tym czasie, głowa niemal zdążyła opaść na ziemię.
Nim to jednak nastąpiło, chwyciłam to coś za włosy i powstrzymałam od uderzenia w kałużę jego własnej krwi. Podniosłam trofeum do poziomu swoich oczu i przyjrzałam się jak towarowi na półce. To kiedyś było dziecko. Kiedyś. Nim trafiło w ręce tych chorych sadystów.
- Teraz wiesz skąd moja ksywka, dziwko. Sialala, popisowy numer z głową, prawdziwa Headhunter, obchodzi mnie tylko ta część twojego ciała, złotko… Zobaczymy jakiego koloru masz mózg…
Oczywiście, tak jak się spodziewałam, głowa mi nie odpowiedziała. Poczułam jednak ukłucie w sercu, liczyłam na coś więcej po tym jak kule pistoletu nie podziałały…
Zabrałam się do dokładnego szatkowania. Cała ta procedura przebiegała przy głośnych owacjach mojej publiki, którą trzeba było zadowalać coraz to okrutniejszymi „rozrywkami”… Gdy już skończyłam, całość przysypałam kupką piachu. Przyjrzałam się swemu dziełu z nieskrywaną dumą i splunęłam dla podkreślenia swego stanowiska wobec ofiary…
- No, no, no… Nieźle mała… - Jakiś niezwykle irytujący głos sprowadził mnie na ziemię. – Całkiem zgrabnie to załatwiłaś…
- A ty tu czego czterooki dupku? – Odwróciłam się napięcie, by zobaczyć, że za mną stoi nie kto inny jak czterooki dupek we własnej wkurzającej osobie… - Ile mają takich na stanie?
- Jest nas wieeelu. Ale do rzeczy, do rzeczy! Jestem twoim asystentem! Miło mi poznać!
- Tak jak myślałam, dokładna kopia poprzednika. Ostatnim razem było to samo…
- Mam nadzieję, że mnie nie zabijesz tak szybko, panuj nad sobą kobieto…
- Grabisz sobie młody… od pierwszego wejrzenia poczułam nieskrywaną żądze mordu.
I to kolejna rzecz, która mnie tu niesamowicie wkurza. Asystenci. Jebane klony… Każdy jest taki sam, charakterem się różnią, ale i tak mam ochotę wszystkich powybijać… Poprzedni skończył z nożem między oczami? Nie ważne! Przyślemy ci wredną kopię i żyj z tym kochana…
- Robię sobie przerwę, zgłoś to do centrum…
- Oczywiście… - Odwrócił się i podreptał do wyjścia.
Ja tymczasem zaczęłam powolny proces wtłaczania krwi z powrotem do organizmu. Trzeba było ją oczyścić, oddzielić od posoki przeciwnika i wtłoczyć na tyle powoli, bym nie padła na zawał…
Gdy skończyłam, trybuny już opustoszały. Żaden widz nie zostaje na przerwie, Arena oferuje zbyt wiele atrakcji, by siedzieć na tyłku i gapić się na poobijaną laskę…
Zastanawiałam się, jak radzi sobie moja konkurencja. Aleksandr zginą… Ale to przecież nie jedyny przybyły Diler. Poza nami musiało przylecieć, co najmniej, osiem dusz. Ilu przeżyje? Z iloma będę musiała współpracować? Luźne obliczenia jasno i klarownie wysuwają jeden wniosek. Ja – opierniczając się, zdążyłam zabić czterech „ludzi”, nim na mój ring wtoczono klatkę z Onym. Czyli Ono, było już na około czterech ringach… Nie wielu nas zostało, chyba, że ktoś się poddał…